czwartek, 21 lutego 2013

Amount of pills II

Dobra, czas na rozdział drugi.
Z góry przepraszam, że taki krótki, ale wena mi nie sprzyjała w tym tygodniu i nie mogłam złożyć nic sensownego. Postaram się, żeby następny rozdział był ciekawszy.
No cóż, mam nadzieję, że nie zjebałam aż tak bardzo i da się przeczytać. 
___________________________________________________________________________________




- Gerard? – z zamyślenia wyrwał mnie głos bruneta
- Słucham. – odpowiedziałem chłodno
- Jak to teraz będzie wyglądało? – zapytał ze speszoną miną
- Co dokładnie?
 - No wiesz… nigdy nie byłem w takim miejscu.– uniósł prawą rękę i podrapał się po głowie w akcie zawstydzenia

- Po pierwsze, Arcananssis to nie typowy psychiatryk jak z niskobudżetowego, amatorskiego horroru. Bardziej przypomina klinikę bądź sanatorium. Oczywiście są tu też „drastyczne przypadki”, w których wyizolowanie pacjenta jest niezbędne, ale raczej Ty się do tego nie kwalifikujesz. – posłałem mu ironiczny uśmiech – Wierz mi, Tobie to nie grozi. – poklepałem go po ramieniu

- A więc czas na punkt drugi. Branie leków jest o-b-o-w-i-ą-z-k-o-w-e. – parodiowałem jednego z lekarzy
- A co jeśli nie będę ich przyjmował? – po chwili spytał

- Według prawa pacjenci, którzy ukończyli osiemnasty rok życia nie muszą podejmować leczenia. No, ale kto tu się przejmuje taki pierdołami? Nie od dzisiaj wiadomo, że lekarze mają zawsze rację i za cholerę ich nie przekonasz nawet gdy są w błędzie.
- Pieprzona służba zdrowia. – burknął ze złością
- Ej młody, jak ty się wyrażasz?
- Normalnie kurwa.
- Nie przeklinaj, to ci nie pasuje. Poza tym ile ty masz lat, że sobie tak pozwalasz?
- Dwadzieścia trzy.

 O cholera, tego się nie spodziewałem. Myślałem, że nie ma jeszcze przekroczonej dwudziestki, a tu proszę jaka niespodzianka. W ogóle nie wyglądał na swój wiek i zachowywał się jak dzieciak. Pomyślał  pan Gerard, który oczywiście sam jest stary jak świat i ma aż trzy lata więcej. Błagam, niech mnie ktoś dobije.

- Proszę Cię, nie mów, że aż tak dziecinnie wyglądam. – po chwili ciszy odezwał się z lekkimi wyrzutami

- To nie tak, po prostu nie jesteś zbyt wysoki, masz raczej drobną budowę i delikatne rysy twarzy. – tłumaczyłem się próbując załagodzić sytuację. Wymachiwałem rękami jak upośledzony, a on mierzył mnie wzrokiem. Wyglądał jakby miał zamiar zamordować wszystkich w promieniu kilometra. No brawo Way, już możesz wybierać kwiaty na pogrzeb.

- Nie musisz mi mówić, że jestem krasnalem. Dobrze o tym wiem. Wystarczająco utwierdzili mnie w tym moi rówieśnicy. – momentalnie posmutniał i opuścił głowę w dół dając mi do zrozumienia, że go to zabolało



      Nie chciałem go o nic więcej pytać. Widziałem, że to dla niego trudny temat i nie chce go poruszać z nowo poznaną osobą, która nie umie trzymać języka za zębami. W ogóle co mi przyszło do głowy żeby tak przy nim wypalić? Miałem nadzieję, że chociaż on mnie nie znienawidzi, ale oczywiście musiałem wszystko zepsuć i wbić sobie kolejny gwóźdź do trumny. „One more nail in coffin, one more foot In grave”. Nie no, to trzeba być mną, żeby w takim momencie myśleć o słowach piosenki  i przerywać wojnę z własnym sumieniem.

- Przepraszam, nie to miałem na myśli.

- Nie przejmuj się tym. Po prostu mnie olej jak wszyscy inni ludzie na świecie. – spojrzał na mnie złowrogo i zrezygnowany usadowił się na łóżku

- Nie. – odpowiedziałem stanowczo

- Dlaczego? Przecież tak jest prościej. – spytał zobojętniałym tonem

- Nie zostawię Cię samego. Teraz siedzimy w tym gównie razem, rozumiesz? – podszedłem do łóżka mojego współlokatora

- Nawet mnie nie znasz.

- Nie muszę Cię znać żeby wiedzieć co czujesz. Twoje zachowanie wszystko mi mówi.

- Och, doprawdy? – spytał z ironią
- Tak.

- W takim razie powiedz mi co widzisz patrząc na mnie? Jakim jestem człowiekiem?



  „Nie no Frank, proszę Cię. Teraz chcesz się ze mną bawić w skojarzenia?” pomyślałem po czym podrapałem się po głowie zastanawiając się nad w miarę sensowną odpowiedzią.



- Widzę skrzywdzonego przez życie młodego chłopaka, który ma kompleks na punkcie swojego wzrostu. Prawdopodobnie byłeś szykanowany z właśnie tego powodu i doznałeś wiele zła. Zamykasz się w sobie i starasz nie dopuszczać bliżej, bo boisz się znowu zostać poniżonym. Masz mnie za skończonego dupka, który bawi się w psychologa i myśli, że jest wszechmogący. Ale mylisz się Frank, wcale tak nie jest. Ja również wiem co to znaczy mieć pod górkę w życiu. Inaczej by mnie tu nie było. Nie siedziałbym teraz odizolowany od świata zewnętrznego i jadący na tonach pigułek. Myślisz, że jestem tu, bo tak mi się podoba? Otóż nie. Dla mnie siedzenie tu to zwykła strata czasu i jeszcze jeden gwóźdź do trumny, ale z drugiej strony gdybym pozostawił swoje sprawy tak jak przed przyjazdem tutaj, pewnie już dawno wąchałbym kwiatki od spodu.  Myślałem, że samobójstwo to jedyna dobra opcja i nic pozytywnego już mnie w życiu nie spotka. I w sumie dalej tak myślę,ale opuszczenie tak wcześnie tego świata  byłoby z mojej strony aktem tchórzostwa i dałbym satysfakcję moim oprawcom. Cieszę się, że w porę zdążyłem sobie to uświadomić. Wiesz dlaczego Ci to mówię? Bo jesteś taki sam jak ja tylko, że wokół mnie nie było nikogo, kto chciał mi pomóc, a tu znalazłem się przypadkiem. Więc proszę Cię, nie spieprz tego i daj sobie pomóc. Obiecuję Ci, że razem opuścimy ten przeklęty szpital i jeszcze będziemy szczęśliwi.



   Skończyłem swój jakże długi monolog i spojrzałem na bruneta. Tak, zdecydowanie zaniemówił. Czyżby nie spodziewał się takiego obrotu sprawy? Szczerze sam siebie zdziwiłem. Pierwszy raz od bardzo dawna tak się przed kimś otworzyłem i powiedziałem wszystko co mi leży na sercu. Nawet nie rozumiem dlaczego to zrobiłem. Może to dlatego, że widziałem w nim siebie, a może najzwyczajniej w świecie było mi go żal? Nie wiem, po prostu coś podpowiadało mi, że tak należy zrobić i nie pożałuję mojej decyzji. Mam nadzieję, że właśnie tak będzie.

   Siedzieliśmy w ciszy dobrych parę minut, a chłopak wpatrywał się we mnie z wytrzeszczonymi oczami i lekko rozwartymi ustami. Wyglądał co najmniej komicznie. Prawie jak postać z kreskówki Cartoon Network.

- Frank, chciałbym tylko żebyś mnie nie odtrącał. O nic więcej nie proszę. – przerwałem grobową ciszę i spojrzałem na niego żałośnie

- Po prostu nie chcę przechodzić tego samego piekła drugi raz.                                   

- Wiem. Ja również nie chciałbym tego, ale spróbuj choć trochę mi zaufać.

- Ja już chyba nie potrafię nikomu zaufać.– powiedział ze smutkiem w oczach, a po jego policzku spłynęła pierwsza łza.
________________________________________________________________________________
Wiem, wiem, wiem. Rozdział jest przegadany i nie wnosi nic ciekawego do fabuły, ale czuję, że taki właśnie długi dialog był potrzebny. Mam nadzieję, że się za bardzo na mnie nie pogniewacie i nie będe musiał jak Gee wybierać kwiatów na pogrzeb.
Pozdrawiam.  + komentowanie nie gryzie, to naprawdę dla mnie ważne :c

5 komentarzy:

  1. Rzeczywiście, strasznie dużo dialogu. Mam wrażenie, że wszystko kręci się strasznie szybko. Nie sądziłam, że Gerard tak od razu przekona się do Franka i będzie chciał mu pomóc, a tu proszę, zaskoczenie. Drugi rozdział, a oni już zostają kumplami, a znają się no najwyżej od kilku godzin *.* Wydaje mi się strasznie dziwne to, że Gerard tak od razu otworzył się na Franka, opowiedział mu coś niecoś o sobie... i nie ukrywajmy, trochę sztucznie to wyszło. Ale to tylko moja subiektywna opinia. Jednak kwiatów na pogrzeb chyba wybierać nie musisz ;P Ogólnie bardzo lekkie do czytania, chyba dzięki dialogom, je zawsze czyta się jakoś łatwiej. No i znów muszę zwrócić uwagę na to, że genialnie siedzisz w głowie Way'a. Jego przemyślenia są takie... no, jakbyś rzeczywiście siedziała w jego włochatej łepetynie i czytała jego myśli ;> Punkty za to, ze żadnych literówek nie zauważyłam, ani niczego innego ;D
    Ok, nie gadam już. Czekam na kolejny ;D
    Pozdrawiam!
    your-turn-to-die.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że strasznie szybko, ale nie umiem opisywać ;_; Myślę, że Gerard tak się "otworzył", bo mu było najzwyczajniej szkoda Franka i trochę impulsywnie zareagował. No cóż, postaram się o lepszy następny rozdział. XD

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudne, cudne, cudne. Skoro już mój pierwszy powitalny komentarz na tym blogu mam za sobą, to pozwolę sobie poświrować...
    Oja, ależ to było piękne. Tak, tak, tak. Daj mi więcej, bo nie mogę się doczekać co będzie dalej! :3 Czczę cię za to, że tak ciekawie opisujesz wszystkie myśli Gerarda. Momentami Way wydaję się głupiutki, ale właśnie ta jego mała głupotka nadaje mu tego uroku. ;D Niekiedy przez jego (twoje) teksty po prostu nie potrafię powstrzymać parsknięcia śmiechu. Idealnie łączysz smutne chwile z humorem. Dzięki temu całe opowiadanie nie wydaję się takie przeraźliwie dołujące i zachęca do dalszego czytania. (Niektórzy nie lubią opowieści o psychiatrykach, zwykle kojarzą je z takimi, gdzie fabuła będzie dołująca, wprowadzająca w ponury nastrój. Ty jednak przekształciłaś (? Nie mogę znaleźć odpowiedniego słowa xD) to w coś ciekawego, co zamiast smucić - rozwesela. :3
    Prawda, Gee bardzo szybko zaufał Frankowi i się mu wygadał, ale to nie jest żadnym większym problemem. Może to przecież być spowodowane tym, że długo nikogo nie miał, a tu nagle mu przydzielają taką seksowną lasencję... Pewnie pomyślał, że w końcu będzie mógł pomacać coś, co jest ciepłe, przyjemne w dotyku i normalnie funkcjonuje. xD No i jakoś trzeba było sobie zaskarbić jego zaufanie i no... Ale to tylko moja osobista historyjka. xD

    xoxo Fun Puppy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za kolejny miły komentarz. Fajnie wiedzieć, że ktoś docenia moje starania. XD Co do przemyśleń Gerarda. W sumie to jest podobny do mnie i myślę, że to dlatego tak łatwo opisuję jego myśli.
      Nie no, rozbawiłaś mnie niezwykle tekstem o seksownej lasencji. Uśmiecham się do monitora. XDDD

      Usuń