Próba mikrofonu, raz, dwa, raz dwa, próba mikrofonu. Dobra, a teraz poważnie. Mam na imię Frank i jestem anonimowym debilem. Chwila, przecież miało być poważnie. Cięcie. Mam na imię Frank i jestem pacjentem Szpitala Psychiatrycznego Arcananssis. Zapewne ciekawi was jak długo. Otóż sprowadziłem się tu jakiś hmm, miesiąc temu? Nie wiem, nie liczę czasu no i nie mam kalendarza, bo zresztą po co mi on? A teraz do rzeczy. Nie mam pojęcia co tutaj robię i sądzę, że jakakolwiek terapia to strata czasu, bo prędzej czy później zdechnę. Depresja? Możliwe. A może po prostu byłem pesymistą? W sumie też, ale raczej bez powodu nie miałbym kilku prób samobójczych za sobą. Nie chcę żyć tak jak obecnie. Zamknięty w czterech ścianach z jakimś farbowanym staruchem w pokoju. Dobra, przesadzam, nie był taki stary, ale na pewno miał kilka lat więcej niż ja. Jest strasznie dziwnym typem. Na początku zgrywa zimnego i niedostępnego, a potem pod wpływem impulsu otwiera się. Tak, zdecydowanie był nienormalny, ale chyba najdziwniejszy był jego kolor włosów. Proszę Was, kto przy zdrowych zmysłach farbuje włosy na wściekle czerwony kolor? No na pewno nie ja. W sumie nie wiele się odzywał, ale gdy już nawiązywał ze mną kontakt starał się na siłę ze mną zaprzyjaźnić. Nie wiedziałem po co i dlaczego, ale trochę cieszył mnie fakt, że jednak nie wszyscy mają mnie głęboko w dupie. On nie był jak moi kochani rodzice, którzy w wieku sześciu lat oddali mnie do pobliskiego domu dziecka. Jasne, zróbcie sobie bachora, a po paru latach go wywalcie, bo nie jest tak idealny jak byście chcieli. Nie rozumiem jak można być tak nieczułym wobec innych. Ja nigdy w życiu nie zostawiłbym dziecka obcym ludziom na wychowanie. Chociaż nie, stop. Ja i tak nie będę miał dzieci. Dlaczego? Powód jest bardzo prosty. Nie interesuje mnie płeć przeciwna. Zresztą nikt mnie nie interesował. Ludzie są podli i tylko potrafią krzywdzić. Dokuczać z powodu orientacji seksualnej, albo niskiego wzrostu. Codziennie za to obrywałem. Jak nie od innych wychowanków domu dziecka to w późniejszych latach od licealnej „elity”. W sumie to nawet tak ich nie można było nazwać. Oni po prostu byli oprawcami. Znęcali się nade mną jak na pluszowej zabawce. Wybrali sobie akurat mnie na worek treningowy, bo przecież Iero jest taki mały i bezbronny. No i na pewno nie obrazi się jak po raz setny dostanie w brzuch. Może jeszcze im za to podziękuje? Tak z pewnością.
Po jakimś czasie miałem serdecznie dość takiego traktowania.
To już nawet nie chodziło o męską godność. Mnie to po prostu bolało. Ze szkoły
wracałem poobijany i cały w siniakach, których z każdym dniem przybywało. Ale
nie mogłem nic z tym zrobić. Oni byli bogaci i dobrze ustawieni w szkole. Jeden
z nich był synem tego pieprzonego dyrektora, który nawet nie kiwnął palcem by
mi pomóc. Oczywiście, po jakimś czasie zgłosiłem się do szkolnego pedagoga, ale
on tylko odbył krótką rozmowę z tymi opryszkami i wszystko poszło w niepamięć.
Wszystkiego się wyparli, a ja zyskałem opinię kłamcy i donosiciela. Bo przecież
sam to wszystko wymyśliłem i wpadłem pod pociąg, stąd te siniaki. Naprawdę oni
byli tak głupi, ślepi czy po prostu się bali utracić pozycję? A no i opinia
publiczna. Przecież dyrektorek bardzo by ucierpiał, gdyby ludzie dowiedzieli
się, że jego synalek jest zdrowo pieprznięty i wyżywa się na młodszych
uczniach.
Czy ja całe życie muszę mieć przejebane? Najwidoczniej tak.
Dobra nie zanudzam jakże smutnymi opowieściami biednego Franiusia.
Serio, to imię nawet tak idiotycznie da się zdrobnić? Cóż, nieważne. Powrócę znowu do tematu mojego współlokatora.
Z tego co zdążyłem przez ten miesiąc zaobserwować również nie miał lekko. Widziałem blizny na
jego rękach. Na pewno się ciął. Nie wiedziałem dlaczego i myślę, że nawet nie
chciałem wiedzieć. To z pewnością nie był przyjemny dla niego rozdział życia. Z
resztą co mnie to obchodzi? Facet jak każdy inny. No dobra, dobra może
troszeczkę ładniejszy niż większość, ale nic poza tym. Z resztą co ja pieprzę.
Był ładny i to cholernie.
**
- Frank. – ktoś wołał moje imię i niemiłosiernie szturchał
mnie w ramię
- Wstawaj cholero. – nie przestawał tego robić
- Mamo… co robisz? – majaczyłem na pograniczu snu i
rzeczywistości
- Ja Ci zaraz dam mamę. Wstawaj albo sam wywalę Cię z łóżka.
– już nie żartował
- Dobra już wstaję. Jesteś okropny. – powiedziałem z wyrzutem
i zacząłem wyciągać czyste ubrania z walizki
Spojrzałem na zegarek. Wskazywał godzinę siódmą trzydzieści.
No do ciężkiej Anielki, jak można budzić człowieka przed dwunastą? Co z tego,
że większość społeczeństwa wstaje o tej porze lub wcześniej, książę Frankie nie
wychodzi z łóżka przed południem i kropka.
Gerard już ubrany i dumny jak paw siedział i przyglądał się
całemu zajściu. Musiałem ciekawie wyglądać. Ledwo przytomny z włosami
sterczącymi na wszystkie strony świata i do tego chód w stylu zombie.
Powinienem zostać aktorem. Och jakiś ty
skromny. Sumienie, nie dasz mi chwili spokoju?
W końcu skompletowałem wszystkie potrzebne części garderoby
i wyszedłem do łazienki na korytarzu. Oczywiście przed drzwiami toalety stało
co najmniej dziesięciu pacjentów i kilka wesoło plotkujących pielęgniarek. Tak
to jest jak się wstaje za późno. Byłem tu już jakiś czas i wciąż nie mogłem się
przyzwyczaić do tutejszych „standardów”.
Ustawiłem się w kolejkę za tłumem równie przytomnych co ja
ludzi i cierpliwie czekałem na swoją kolej. Cierpliwie?
Co ja się będę okłamywał, nie jestem wcale cierpliwy. Tupałem nogą jak
rozpuszczony bachor dając innym do zrozumienia, że mogliby się pospieszyć i nie
mam zamiaru sterczeć tu cały boży dzień. No przepraszam bardzo, ile można brać
prysznic i zmieniać ubranie? To chyba nie jest takie trudne. Przynajmniej dla
mnie.
Czas strasznie mi się dłużył. Czekałem już dobre dwadzieścia
minut kiedy w końcu miała przyjść moja kolej.
O tak, wreszcie będę mógł się przebrać pomyślałem. Niestety bogowie chyba
mieli co do mnie inne plany. Odwróciłem wzrok i zanim zdążyłem spostrzec przede
mną pojawiło się dwóch wysokich mężczyzn. Wyglądali jak typowi mięśniacy,
którzy tylko szukają kolejnej ofiary. Może byłem trochę przewrażliwiony, ale
jeden z nich bardzo przypominał mojego oprawcę za szkolnych czasów. No co ja
gadam, on był identyczny. W pierwszej chwili przestraszyłem się, że mnie
uderzy, ale krew znowu napłynęła mi do mózgu i dyskretnie zwróciłem mu uwagę.
- Przepraszam, jakbyś nie zauważył jest kolejka. –
powiedziałem najkulturalniej jak mogłem i wskazałem ruchem ręki wszystkich
zgromadzonych
- A co mnie to kurwa obchodzi, pedałku? – boleśnie zaakcentował
ostatnie słowo
- A to, że masz kurwa grzecznie ustawić się na końcu i
poczekać. – posłałem mu sarkastyczny uśmiech i zacisnąłem dłonie w pięści
powstrzymując się przed wybuchem złości
Zdenerwowany mężczyzna rzucał obelgi pod moim adresem, ale
kompletnie go zignorowałem i wszedłem do pomieszczenia. W końcu miałem chwilę
spokoju. Człowiek nie może najzwyczajniej w świecie wyjść do toalety aby nie
narazić się jakimś pajacom. No gdzie ja żyję?
Wziąłem szybki prysznic, umyłem twarz i zęby. Szybko
wcisnąłem się w czerwony t-shirt z logiem zespołu Black Flag. Inspirowali mnie
w każdym tego słowa znaczeniu. Uwielbiałem słuchać ich piosenek i ćwiczyć riffy
do nich. No tak, zapomniałem wspomnieć, że gram na gitarze. Nieskromnie się
chwaląc, całkiem nieźle mi idzie. Chciałbym kiedyś zająć się tym na poważnie i
założyć własny zespół. Na razie to tylko marzenia, ale mam nadzieję, że kiedyś
mi się uda. Chociaż najpierw wypadałoby wyjść z tego pieprzonego szpitala.
Oczywiście jeśli dożyję tego momentu.
Przerwałem rozmyślania gdy usłyszałem pukanie do drzwi
łazienki. Całkowicie zapomniałem o rzeczywistości, a przecież nie byłem jedynym
chcących skorzystać z pomieszczenie. Przestałem bujać w obłokach, założyłem
skórzane rurki i parę czarnych trampek. No komu jak komu, ale mi stylu nie
można było odmówić. Zawsze dbałem o siebie i starałem ładnie wyglądać. Wiem,
zachowuję się jak baba, ale przynajmniej przyciągałem spojrzenia męskiej części
widowni. Nie żeby mi specjalnie na tym zależało, ale robiło mi się miło gdy
widziałem jak wygłodniałe spojrzenia skupiają się na mojej osobie. Jezu jaki ja jestem próżny.
Po paru minutach w końcu wyszedłem z pomieszczenia. Wszyscy
czekający na swoją kolej mierzyli mnie ostrym wzrokiem jakbym im kogoś zabił.
Dobra, może trochę za długo tam siedziałem, ale oni tez będą mieli swoją kolej.
Powiedział Frank, który chwilę temu
narzekał na to jak długo inni się myją. Ja to chyba mam schizofrenię. Iero
ogarnij się!
Wróciłem do pokoju, czyściutki i pachnący, uśmiechnięty od
ucha do ucha. Kto by pomyślał, że prysznic sprawi człowiekowi tyle radości?
Chyba tylko ja.
Gerard patrzył na mnie jak na idiotę. Pewnie sobie myślał „Czemu
ten kurdupel się tak szczerzy? W totolotka wygrał czy jak?”. Tak, jestem
największym dupkiem na świecie i się tego nie wstydzę. Jestem księciem, wolno
mi. Chyba tylko ty tak myślisz, ciamajdo.
- Frank, idę się spotkać ze znajomym. Może pójdziesz ze mną?
I tak chyba nie masz nic ciekawszego do roboty.
- A co ja, piesek jestem? Z resztą… mogę iść jak tak bardzo
chcesz. – odpowiedziałem naburmuszony.
Tak naprawdę to było miłe z jego strony, chociaż poczułem
się trochę jakby zapraszał dziewczynę na obiad do teściowej. Ale to w końcu
tylko jego kolega, a ja nie jestem dziewczyną. No jeszcze tego by brakowało
żebym zmienił płeć. Musiałbym naprawdę zabawnie wyglądać. Wytatuowany krasnal
zmienia się w Królewnę Śnieżkę. Ciekawe, nie powiem.
- Mieszka trzy pokoje od nas. – powiedział Gerard wskazując
na drzwi z numerkiem 34
- Bardzo daleko. Wezmę butelkę wody, bo jeszcze bym się nie
daj boże zmęczył.
- Zawsze mogę Cię zanieść. – szepnął mi do ucha szatańsko
się uśmiechając
- A tylko byś spróbował… wypatroszyłbym jak rybę
Chłopak zrezygnowany spuścił głowę i poszedł w głąb
korytarza.
- No przecież żartuję. Nigdy bym Cię nie skrzywdziłem. –
zażenowany pogładziłem się po włosach
Od razu humor mu się polepszył i szybciej pomaszerował w
kierunku pokoju nr 34. Wyglądał jakbym mu sprawił niesamowitą przyjemność tymi
kilkoma słowami. Czy ja mu się podobałem? Nie,
niemożliwe. Frank wypluj to natychmiast. Ty nie możesz nikogo pokochać. Nigdy
więcej.
W końcu po jakże „ciężkiej” podróży przez korytarz
dotarliśmy do pokoju, drzwi otworzył nam przyjaciel Gerarda. Wysoki chłopak o
kruczoczarnych włosach stał w progu drzwi. Miał piękne, czekoladowe tęczówki
wpatrzone we mnie jak w obrazek. Skrępowało mnie to spojrzenie i udawałem, że
go nie widzę.
Gerard zażenowany sytuacją w końcu przerwał ciszę.
- Frank, to jest Jeff. Jeff poznaj mojego współlokatora
Franka. – nowo poznany chłopak podał mi rękę i mocno uścisnął
- Miło mi Cię poznać. Gerard często o tobie wspomina. –
sztucznie się uśmiechnął, a Gerard posłał mu mordercze spojrzenie
- Mi o Tobie nie mówił. A szkoda, widać, że się bardzo
lubicie. – spojrzałem na Gerarda, a on poruszał ustami jakby chciał powiedzieć „zaraz
zginiesz gnoju”. Wiem, jestem podły i robię sobie żarty z niego, ale taka moja
natura. Gerard jest drugim największym
sukinsynem na tej planecie. Drugim, bo pierwszym jestem ja, bo jestem
fajniejszy rzecz jasna.
Weszliśmy do pokoju Jeffa. Nie różnił się niczym od naszego,
może oprócz faktu, że w naszym były dwa łóżka. Wygodnie usadowiłem się na
krześle stojącym obok, a Gerard przycupnął na podłodze. Nie można było tego
nazwać luksusem, ale i tak było lepiej niż w niektórych szpitalach. My chociaż
mieliśmy gdzie siedzieć.
Wesoło rozmawialiśmy o muzyce. Okazało się, że Jeff ma
zbliżony gust do mojego i Gerarda. To miło, że nie tylko ja słucham tak zwanych
„zespołów szatana” wyklętych przez fanatyczne mohery. Ubierał się zwyczajnie.
Ciemne dżinsy, jakaś sprana koszulka i sportowe buty. Nic wyróżniającego, ale
mimo wszystko natura mu nie poskąpiła urody. Na pewno miał powodzenie u kobiet.
Chociaż prawdę mówiąc nie wyglądał na interesującego się płcią przeciwną. Oczywiście, Frank zawsze ma włączony
gej-radar.
Po około dwóch godzinach żywej rozmowy z nowym kolegą Gerard
uznał, że musi iść po coś do pokoju. Szybko opuścił pomieszczenie, a ja
zostałem sam na sam z Jeffem. Siedzieliśmy chwilę w ciszy. Czułem jego wzrok na
swoim ciele. Czułem się niezręcznie i miałem ochotę stamtąd uciec, ale przecież
to nie było nic takiego. On tylko na mnie patrzył.
Jeff nerwowo podniósł się z podłogi i podszedł do mnie.
Chwycił mnie za ramię i przywarł do ściany.
- Jeff, co ty rob…
____________________________________________________________________________
A więc wrzucam kolejny rozdział. Szczerze to bardziej podoba mi się niż poprzedni. Przepraszam, że na razie mało frerardowo, ale obiecuję, że akcja się rozkręci : 3 Oj, co ten Jeff planuje...
Zachęcam do czytania i bardzo proszę o komentarze. To dla mnie ważne i niesamowicie motywuje do pisania. No i wtedy wiem, że publikowanie tego ma jakiś sens. XD
O cholera, właśnie pozbyłam się pokaźnej długości komentarza dzięki swojej własnej głupocie, zdolności to mi nie brak, nie ma co. -,- Ale dobra piszę od nowa to, co chciałam napisać wcześniej.
OdpowiedzUsuńSo... szczerze mówiąc, to mi też ten rozdział podoba się znacznie bardziej od poprzedniego. Jest taki... sama nie wiem, jak to określić. Przede wszystkim lekko napisany z genialną narracją pierwszoosobową. Nie spodziewałam się zmiany narratora. W sumie, skoro już ich zmieniasz, to mogłabyś zaznaczyć na początku rozdziału z czyjej perspektywy piszesz, byłoby wygodniej. Poza tym, tak czytam, czytam i dochodzę do wniosku, ze Frank ma jeszcze bardziej naryte w mózgownicy niż Gerard. Do głowy przychodzi mi tylko "I'm a little, sassy, fucking princess" i musisz przyznać, ze to chyba trafne określenie ;D
Poza tym cytat real Franka o sukinsynach i byciu fajniejszym od Gerarda rozwala mój system za każdym razem, dobrze użyty, podoba mi się ;D
I o cóż może chodzić naszemu kochanemu Jeff'owi? Czyżby zapragnął zgwałcić naszą małą królwnę podczas nieobecności księcia z bajki? Ja tylko o jednym... whatever, nie słuchaj mnie ;D Chyba nie mogę się doczekać następnej notki, żeby się dowiedzieć. Ale będę cierpliwa. xD
Noo, chyba wszystko co chciałam napisać. Dalej ubolewam nad tym, że przejebałam tamten komentarz, ale co poradzę? chyba w skrócie napisałam o wszystkim, jak nie, to kiedyś tam jeszcze napiszę ;D
Pozdrawiam! xoxo
your-turn-to-die.blogspot.com jest już prolog pierwszego opowiadania ;)
Ja pierdziele, mówiłam ci już, że cie uwielbiam? xD Nie mogłam po prostu przestać się cieszyć, czytając to! Już od pierwszego zdania strasznie zaczęło mnie to bawić i o dziwo nie przestawało, aż do samego końca. Gdybym miała wymienić swoje ulubione teksty, to... No nie umiem, bo w każdym, praktycznie w każdym była jakaś zwalająca z nóg wypowiedź! :3
OdpowiedzUsuńJednak najbardziej zauroczyła mnie jednak Księżniczka Franczeska. Phyhyhy, skoro tak, to oczekujemy całowania jej po rękach przez Gerarda... I ścielenia łóżka, pomaganie się przebrać i w ogóle... I śniadania na jedwabnej poduszce! Albo inaczej: Starcie Sassa Divy vs. Książę Frank-mały-uroczy-krasnal Pierwszy. :3
A Jeff? Co on odwala? No wiedziałam, wiedziałam! Twój Jeffie podpatrzył u mojego Jeffa, że ten sobie gwałci Frania i sam zapragnął co nieco. Pewnie pomyślał "Ja też jestem Jeff i też chcę mieć takiego Frania! O, patrzcie! Gerard ma skrzata, ja też chcęchcęchcę!" Ale jak go zgwałcisz, to ci łeb utnę! On nie może, nawet nie może go pocałować, no! Pierwszy pocałunek (nie wiem czy pierwszy ogólnie, ale może pierwszy w psychiatryku) nie może odbyć się z Jeffem, no! Gerardzie, przybywaj na swym karym rumaku i wybaw księżniczkę Franię z opresji! :3 (albo bez konia, bo zanim go znajdziesz to królewna zdąży stracić cnotę O__o (o ile ją posiada xD ))
Oh, jeszcze jedno! Po tym, jak Gee powiedział o noszeniu Franka, a ten mu zagroził wyciąganiem wnętrzności, to wyglądało jakby Gee się zasmucił z "nieudanego podrywu". ;c Taki biedny, aż mi się go żal zrobiło. W ogóle to Frank zachowuje się bardziej sassy niż sama Sassy Diva! Ale to dobrze, przynajmniej jest śmiesznie. xD
Nawiązując do komentarza pod rozdziałem 2: Teksty o seksownych lasencjach zawsze spoko. xD
No i oczywiście dziękuję za odwiedzenie mojego bloga i zostawienie po sobie ślicznego komentarza. <3
xoxo Fun Puppy
Nawet nie wiesz jak rozbawiła mnie twoja historyjka o Gerardzie na karym rumaku. XDD Księżniczka Franczeska jeszcze się zdziwi, oj zdziwi, ja wam to mówię. XD A tak poważnie, to zanim zaczęłam czytać twojego bloga nadałam mu imię Jeff więc ciekawy zbieg okoliczności XD Cnota Franczeski... matko, Wy mi spaczycie mózg tymi komentarzami. ;__;
UsuńTaki nasz szczytny cel, jeśli jeszcze się nie połapałaś, to właśnie cię oświeciłam ;D
UsuńCo do cnoty Franka, to raczej bym się nie łudziła... no chyba, że nas zaskoczysz i zrobisz z niego nadobną dziewicę czekającą, aż książę Gerard porwie ją z wieży (zwanej też psychiatrykiem) i pojmie za żonę w jakimś uroczym miejscu. xD Boże, moja wyobraźnia...
Wiesz jak mi się to cholernie podoba??! Frank jest zajebistym sukinsynem :) Świetnie kreujesz jego postać, Gerarda z resztą też. W dodatku szpital psychiatryczny, mój ulubiony temat :D Pisz dalej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam na to coś -->http://invisible-frerard.blogspot.com/
Doooobra,wysilę się na coś inteligentnego-*Udaje głos starego profesora*Twój blog jest prowadzony estetycznie.Masz bardzo ciekawy charakter pisma.Jakaż to czcionka?Mam szczerą nadzieję,iż nie zaprzestaniesz tworzenia.
OdpowiedzUsuńA na serio to bardzo mi się podoba.Psychiatryk-coś w moich klimatach^^Obie postacie są świetnie kreowane a Księżniczka Franczeska po prostu mnie rozwala :)