(Frank)
- Co Ty do cholery robisz?! Kompletnie Cię już powaliło
człowieku?! - zdenerwowany do granic możliwości krzyczałem wymachując rękami
- Uspokój się Frank. – powiedział stanowczo patrząc mi w
oczy
- Jak ja mam być kurwa spokojny?! Puszczaj mnie zboczeńcu! –
moja złość rosła z każdą chwilą coraz bardziej, a irytacja sięgała zenitu.
- No już nie udawaj takiej cnotki. Masz mnie za idiotę,
Frank? Dobrze wiem, że tylko marzysz o tym bym Cię przeleciał. Przejrzałem Cię,
kochaniutki. – rzekł z niezwykłym opanowaniem, nie przerywając żelaznego
uścisku
- Czy ja Ci wyglądam na przydrożną dziwkę w białych
kozaczkach i oczojebnej, różowej miniówce? -zapytałem sarkastycznie
- Ale z ciebie żartowniś. Lubię takich jak Ty, wiesz? –wyszeptał
cicho i wsunął rękę w tylną kieszeń moich spodni.
Próbowałem
wyrwać rękę z ucisku, ale to nic nie dało. Był wyższy ode mnie i znacznie
silniejszy. Siłował się ze mną, a ja przyparty do ściany nie mogłem nic zrobić.
Bałem się, cholernie się bałem. Nie wiedziałem czego mogę się po nim
spodziewać. Zachowywał się jak wygłodniałe zwierzę, które w końcu dopadło swoją
ofiarę. Dlaczego znowu mam być ofiarą? Przecież… on chciał mnie zgwałcić. Nie,
nie mogło do tego dojść. Ja nigdy tego nie robiłem, byłem zielony w tych
sprawach. Chciałem przeżyć swój pierwszy raz z osobą, którą kocham, a nie z
niewyżytym seksualnie potworem, który zaraz miał mnie skrzywdzić.
Patrzył na mnie
swymi, plugawymi ślepiami. Nie mogłem znieść tego widoku. W ułamku sekundy z
miłego faceta zmienił się w bestię. I do tego byłem sam, kompletnie sam. Nikt
nie mógł mi pomóc. Gerard… on wyszedł i nie sądzę by szybko wrócił. Chyba, że
zdarzył by się cud i wybawił by mnie z opresji. Tak naprawdę na to nie liczyłem,
to byłoby zbyt piękne.
- Jeff, proszę wypuść mnie. Ja… ja nie chcę. Proszę… - głos
mi się łamał. Miałem wrażenie, że zaraz się rozpłaczę, ale nie mogłem dać po
sobie tego poznać. Nie chciałem dać się złamać, nie mogłem dać mu tej
satysfakcji.
- No już, nie zgrywaj takiej cnotki Frank. Obaj wiemy, że
tylko czekasz aż Cię przelecę. Nie musisz udawać, Mark mi powiedział jaka
dziwka z Ciebie. – wyszeptał uwodzicielsko i przygryzł mi płatek ucha.
Najpierw skrzywiłem
się z bólu i jednocześnie obrzydzenia. Po chwili dopiero dotarły do mnie jego
słowa. ,,Mark mi powiedział”. Nie to
nie mogła być prawda. Nie, on na pewno kłamał. Na pewno…
- Nie znam żadnego Marka. – grałem
- Niezły aktor z Ciebie, Frank. A teraz poważnie, nie rób
sobie ze mnie jaj. Wiesz o kim mówię i nawet nie zaprzeczaj. Przecież spotkałeś
jego i mnie dzisiaj rano. – powiedział całkiem pewny siebie
Byłem zszokowany.
Wiedziałem, że ten facet jest łudząco podobny do mojego oprawcy, ale nie
myślałem, że to on. Przecież takie zbiegi okoliczności się nie zdarzają. To
niemożliwe. To kurwa niemożliwe. Nie, ja nie chcę do tego wracać. Nie chcę
przeżywać tego na nowo. Nie teraz kiedy wreszcie postanowiłem wyjść z tego
gówna…
- Widzę, że Cię zatkało mały, ale to jeszcze nie wszystko.
Opowiedział mi o tym jak pieprzyłeś się z jego kumplem w domu ojca. Mówił, że
jesteś w tym całkiem niezły. No już Frank, pokaż mi na co Cię stać.– wyjął rękę
z kieszeni i zaczął majstrować przy moim rozporku.
Jak ta podła
świnia mogła mu tak nakłamać? Ja niby się z nim przespałem? Przecież to
kompletna bzdura. To on na początku pierwszej klasy podszedł do mnie i wyznał
mi miłość, ale ja go nie kochałem. Nie mogłem go „przyjąć”. To byłoby wbrew
mojej woli. Nie chciałem go zranić, po prostu powiedziałem, że nic z tego nie
będzie i nic do niego nie czuję, a ten palant wkurwił się i poprzysiągł zemstę
na mnie. No i się zemścił. Pastwił się nade mną przez dobre dwa lata i teraz
co, będzie mnie tutaj prześladował? Poza tym, jakim cudem on się tu znalazł?
Chłopak niebezpiecznie
zmniejszał odległość między nami. Napierał na mnie mocno. Czułem jak bardzo go
podniecam, ale nie mogłem mu pozwolić na nic więcej. Zaczął przygryzać skórę
mojej szyi, pozostawiając na niej drobne ślady. Nie podobało mi się to,
chciałem jak najszybciej wyrwać się i stamtąd uciec. On nie przestawał, bawił
się mną jak zabawką, którą za chwilę się znudzi i wyrzuci. Trzymał mnie mocno
jedną ręką, a drugą dalej ściskał mój nadgarstek. Brutalnie wbił mi paznokcie w
skórę. Syknąłem z bólu. Cholerny dupek.
(Gerard)
Wróciłem z
powrotem do naszego pokoju. Przypomniałem sobie, że Mikey ma do mnie jakąś
pilną sprawę. Podczas ostatniej rozmowy był tak przejęty, że mało co nie dostał
palpitacji serca. Może się gówniarz zakochał. Współczuję wybrance bądź wybrankowi
serca. Boże jaki ja jestem okrutny.
Pospiesznie
chwyciłem komórkę i wybrałem numer z listy kontaktów. Co prawda nie było ich
zbyt wiele gdyż nie byłem duszą towarzystwa, ale czasami zdarzało się pogadać z
kimś innym niż Mikey. Może i nie zawsze byłem dla niego miły, ale doceniałem
to, że nadal utrzymuje ze mną kontakt i nie olał mnie jak większość znajomych.
Zawsze gdy tylko dowiedział się o moich problemach zrywał ze mną kontakt albo
udawał, że mnie nie zna. Nie rozumiem jak można tak postępować. To takie…
nieludzkie. Nie lubię tego słowa, ale w tym przypadku genialnie odzwierciedla
moje myśli.
W końcu
powróciłem do rzeczywistości i wcisnąłem klawisz z zieloną słuchawką.
Przyłożyłem aparat do ucha czekając na odebranie połączenia. Po chwili
oczekiwania usłyszałem dobrze znany mi głos brata. Hej, z tej strony Mikey. Niestety nie mogę teraz odebrać telefonu.
Nagraj wiadomość lub zadzwoń później. Cholerny gówniarz. Najpierw sra z
przejęcia a teraz nawet nie raczy odebrać tego pieprzonego telefonu. Idiota.
Po kilku
nieudanych próbach ponownego połączenia dałem spokój. Jeśli rzeczywiście to dla
niego takie ważne to przecież w końcu oddzwoni. Z resztą, co ja się będę
przejmował kolejnymi rewelacjami Mikey’ego? Do ciężkiej Anielki, telefon się
odbiera ty wszo jedna. Wielkie problemy
Wayów. Powinni nakręcić o nas serial. Na pewno zgarnąłbym jakąś nagrodę za
rolę pierwszoplanową. W końcu jestem urodzonym aktorem i świetnie gram
opanowanego, a zarazem niedostępnego mężczyznę. Czyż właśnie tak nie jest? Tak ci się tylko wydaje Gerard. Wcale tak
nie jest. Ty sam siebie oszukujesz i starasz nie dopuścić do siebie nikogo, ale
nawet nie masz pojęcia jak bardzo to widać. Nie oszukasz mnie, swojego
sumienia. Jego też.
Po chwili mnie
olśniło. Przecież zostawiłem Franka z Jeffem. Był sam na sam. Z nim, z facetem.
Poczułem lekki ścisk w klatce piersiowej. Ból nie był mocny, przypominał
ukłucie igły do pobierania krwi. Nie było to zbyt przyjemne doświadczenie
zwłaszcza, że już wcześniej miałem problemy z sercem. Podobno nawet lekarze
stwierdzili u mnie dwupłatkowość zastawki aorty. Nie brałem żadnych leków w
dzieciństwie, jedynie chodziłem co dwa lata na badania kontrolne. Wada serca
nie przeszkadzała mi zbytnio w codziennym życiu. Faktem było, że szybciej się
męczyłem i miałem trochę zaniżoną odporność organizmu, ale nic poza tym. Nie
byłem kaleką, ani nic w tym stylu. Pocieszałem się tym, że niektórzy mają
gorzej ode mnie i nie jestem takim znowu najgorszym przypadkiem. Przecież nie
wymagałem specjalnej hospitalizacji i nigdy nie miałem operacji powiązanej z
tym. Żyłem całkiem normalnie. Chociaż nie, słowo „normalnie” niekoniecznie
pasuje do Gerarda Waya. Ja nigdy nie byłem całkiem normalny. Zawsze trzymałem
się na uboczu i nie obracałem się w szkolnej społeczności. Po prostu byłem tym
dziwnym gościem wiecznie chodzącym w czerni, który z lekka przypominał wampira
bądź inną istotę nadnaturalną. Mam bardzo jasną karnację, stąd ta opinia. Nawet
lekarze widząc mnie twierdzili, że tak blada skóra nie jest normalna i
przypominam ścianę. Ja tak nie uważałem. Zawsze podobała mi się jasna, mleczna
skóra. Dodawała uroku a jednocześnie tajemniczości i trochę mrocznego wyglądu.
No tak, znowu powiało wampirami. Pierwsze skojarzenie: „Zmierzch”. Nie no, ja
nie świeciłem się jak psu jajca w przeciwieństwie do pana Cullena. Nie żebym
nie lubił tej powieści, bo była nawet całkiem niezła, ale film nie powala.
Kiedyś zdarzyło mi się go obejrzeć, ale nie byłem tym zachwycony. Stara znajoma
wyciągnęła mnie do kina pod pretekstem „ekranizacji światowego bestsellera”.
Może i bestseller, ale ekranizacja chujowa. Ot takie zdanie księcia Waya.
Zaraz, zaraz księcia? Nie… to nie pasowało do mnie. Chyba, że mrocznego
księcia. O, tak zdecydowanie lepiej.
Przerwałem rozmyślanie na temat mojej
przeszłości i zdecydowanym krokiem opuściłem pomieszczenie. Wyszedłem na
korytarz i udałem się w kierunku pokoju nr 33. Tak, znowu do pokonania miałem
te „aż” kilka metrów, które męczyły niczym maraton po Saharze. Nie żebym był
specjalnie wysportowany, bo jak wcześniej wspomniałem moje zdrowie na to nie
pozwalało, ale dziwiłem się ludziom nie potrafiącym zrobić tak banalnie prostej
rzeczy jak przejście z pokoju do pokoju. Dobra, ja rozumiem ludzi niepełnosprawnych,
ale jakim trzeba być leniem, żeby nie móc ruszyć dupy z łóżka i przejść paru
metrów? Nawet Frank by dał radę. Cholera,
Frank. Mam nadzieję, że Jeff Cię jeszcze nie zjadł.
Zapukałem do drzwi, lecz nikt mi nie otworzył. No cóż, chciałem być
uprzejmy, ale jak widać nie zostało to docenione. Ostrożnie złapałem za klamkę
i powoli wszedłem do środka. Starałem się być jak najciszej, w końcu nie
wiedziałem co zastanę w środku. Dziką orgię? A może po prostu spali? Wtedy
jeszcze nie wiedziałem, ale czułem, że zaraz się przekonam.
Wychyliłem się zza rogu z chęcią zrobienia tak zwanego „wejścia smoka” i
rzucenia jakiegoś głupawego tekstu w stylu „Klękajcie narody”. Szczerze? Chciałbym
wcielić mój plan w życie, ale coś mi to
nie umożliwiło. Coś, a raczej ktoś. Zapewne domyślacie się kto. Otóż zastałem
mojego „kochanego” przyjaciela Jeffa, obściskującego się z Frankiem. Moim Frankiem skurwysynu.
Przez dłuższą chwilę przyglądałem się tej scence kompletnie sparaliżowany.
Nie wiedziałem co zrobić, jak się zachować. Czułem się jakby ktoś wbił mi nóż w
serce. Nieopisany ból w klatce piersiowej i do tego miliony scenariuszy w
głowie. Co tam się wydarzyło? Co oni
robili? Czy Frank tego chciał? A może to Jeff go wykorzystał? Może Frank coś do
niego czuje? Chociaż dopiero się poznali. A może nie? Może tak naprawdę znali
się wcześniej? Tyle pytań, na których odpowiedzi nie znałem. Bolał mnie ten
widok. Nawet nie rozumiałem czemu, przecież Frank to tylko mój kolega, nic
więcej. Nie dopuszczał mnie do siebie, a ja nie chciałem nalegać.
Wierzyłem, że może w końcu się przełamie
i będzie dla mnie trochę milszy. Zrozumie, że chcę mu pomóc i nie jestem jego
wrogiem. Nigdy go nie skrzywdzę, ani nie pozwolę go narazić na krzywdę ze
strony innych. Po prostu się martwiłem o niego. Tak cholernie się martwiłem.
Wiedziałem, że Jeff to wariat, ma niepoukładane w głowie i jest trochę
nadpobudliwy seksualnie. Gdy tylko przyjechałem tutaj, od razu zaczął się mną
interesować. Myślałem, że tylko chce się ze mną zaprzyjaźnić, poznać i nic
więcej. Znaleźć sobie kolegę, z którym razem jakoś przetrwa pobyt w szpitalu.
Chciałem żeby tak było. Robił się nachalny i coraz częściej przyłaził do mojego
pokoju. Oczywiście nie widziałem w tym nic złego, w końcu się przyjaźniliśmy i
to normalne, że chciał się ze mną spotykać. Do czasu. Do czasu aż nie znalazłem
się identycznej sytuacji jak Frank teraz. Tylko, że ja nie mogłem na nikogo
liczyć. Byliśmy sami i cudem udało mi się wyrwać. Przeprosił mnie parę dni
później i chciał zacząć od nowa. Tłumaczył się, że dawno nikogo nie miał i
potrzebuje bliskości, starałem się go zrozumieć, bo był jedyną osobą poza moim
bratem, która się do mnie odzywała. Wybaczyłem mu, tak jak chciał udawaliśmy,
że nic się nie stało. Zachowywałem się jakbym puścił to w niepamięć, jakby
wszystkie grzechy zostały wybaczone. Bo niby nic mi nie zrobił, ale mnie to
bolało. W końcu chciał to zrobić bez mojej zgody, a przecież ja go nie
kochałem. Takich rzeczy nie robi się z
osobą, do której się nic nie czuje. Oczywiście inną sprawą są zakrapiane
imprezy, po których film się urywa. Ale to już zupełnie inna, mroczna historia
mojego życia. Nie to się teraz liczyło. To nie była chwila na rozmyślania o
moim życiu. Liczyło się bardziej to, w jakiej sytuacji zastałem mojego „przyjaciela”
i ważną dla mnie osobę, Franka. To wyglądało bardzo jednoznacznie, jakby Jeff
chciał go skrzywdzić, a on nie umiał się przed nim obronić. Z drugiej strony, bałem
się, że źle to interpretuję. Cholera jasna, co robić, co robić?
W
końcu otrząsnąłem się z szoku. Gdy krew z powrotem wróciła mi do mózgu już doskonale wiedziałem co zrobić. Musiałem
reagować, tak nie mogło być. Cholerny
skurwysyn. Jeszcze pożałuje. Spojrzałem na Franka. Miał strach w oczach.
Bał się i to wyraźnie. Patrzył na mnie jakby oczekiwał pomocy, jakby wysyłał do
mnie nieme sygnały, które tylko ja mogłem zrozumieć. I je rozumiałem. Nawet za
dobrze.
Podszedłem do Jeffa i poklepałem go po ramieniu. Niechętnie się odwrócił
spoglądając na mnie. Uniósł brwi ze zdziwienia i szeroko otworzył usta.
Wyglądał jakby zobaczył ducha. A ja duchem nie byłem, wręcz przeciwnie to zaraz
on miał się nim stać.
- Gerard, to nie tak jak myślisz. Ja mu nic niee… - nie
zdążył dokończyć kiedy moja pięść znalazła się przy jego twarzy
___________________________________________________________________
Proszę komentujcie, piszcie co wam się podoba, a co nie. Co mogłabym zmienić w sposobie pisania i tak dalej. Śmiało, ja nie gryzę. Dobra, może czasem.
xoxo
Ja wiedziałam! Ja po prostu wiedziałam, ze księciunio Gerdunio przybędzie z odsieczą! Awww, po prostu, awww <3 na to i tylko na to czekałam. No dobra, czekam też na inne rzeczy, no ale... trzeba na nie poczekać. If ju noł łot aj mind.
OdpowiedzUsuńJeff jest jakiś niewyżyty. Totalnie niewyżyty i nieogarniety! Najpierw chciał się przespać z Gerardem, a później się na Frania rzuca? No niee! Moja początkowa sympatia względem jego postaci chyba się ulotniła. Poza tym, o boże! Franczeska jest dziewicą! Jak to się mogło stać?! Czyżby czekała na królewicza na nietoperzu? Znaczy Gerarda? Tego naszego mrocznego zmierzchomana ;D Te twoje rozdziały są takie wesołe, pełne humoru... aż chce się czytać i czytać i błagać o więcej. Teraz, zaraz najlepiej już ;D Może według ciebie wymuszony ten rozdział, za to według mnie całkiem dobry. Serio, nie ma się czego przyczepić. I poszłaś za moją sugestią przy zmianie narracji <3 Kocham, kiedy ludzie mnie słuchają ;D Wiem, zdrowo jebnięta jestem, ale cóż... to już ja, nic nie poradzisz. Cholera, ale ja głupoty piszę... whatever, już ci mówiłam, żebyś mnie nie słuchała. Dziecko nie ma co robić za dwadzieścia dwunasta. W dodatku dziecko prawdopodobnie z gorączką <3 Jak ja kocham wiosenne przesilenia.
By the way, widzę, ze zmieniłaś tło na szablonie. Pewnie zrobiłaś to już dawno, a ja mam spóźniony zapłon, no ale... tak czy inaczej ładnie wygląda.
A więc teraz będzie frerard, co nie? xD Szczerze? Już się nie mogę doczekać, ale nie słuchaj tego, co ja piszę, nie spiesz się z niczym ;D
Coś mi się zdaje, że Jeff'a zaboli twarz. Mam nadzieję, że wyjaśnisz w najbliższym czasie dokładniej, o co chodziło z tym Markiem, czy jak mu tam ;D
Dobra, nie gadam już. Zauważyłam, że każdy mój kolejny komentarz na tym blogu jest coraz bardziej absurdalny...
Pozdrawiam! xoxo
Oh god, twoje komentarze mnie rozkładają na łopatki. XD W sumie to nie wiem czemu te rozdzialy sa takie wesole, a jestem w nie najlepszej sytuacji psychicznej. Może mi się już na mózg rzuca. Whatever. Dziewictwo Frania jest nietykalne, a co do Marka to postaram się wyjaśnić. Jezu nie mam co robić w nocy. ;__;
OdpowiedzUsuńSzczerze? Moja psychika też jest ostatnio w szczątkowym stanie, ale chyba już po prostu nie mam siły na to, żeby płakać, więc się śmieję. Mnie się na musk rzuca przez całe życie, więc jakby co, to zamkną nas w psychiatryku w jednej celi. Ewentualnie w klatce oznaczonej napisem "Uwaga, wyjątkowo groźny gatunek!".
UsuńJa tam siedzę w domu. Gorączka, kaszelek - żyć nie umierać. Chyba z tego wszystkiego dodam rozdział na bloga ;D