środa, 13 lutego 2013

Amount of pills I



Wariatkowo. Ach, przepraszam Szpital Psychiatryczny Arcanssis. Cóż, moim zdaniem pierwsza nazwa lepiej odzwierciedla to miejsce, bo w końcu kto wymyślił dla szpitala tak kretyńską nazwę? Pomysłodawca naprawdę musiał mieć nasrane we łbie, a mówią, że to my jesteśmy nienormalni. Chociaż bez przyczyny nikt tu nie trafia. Są gorsze przypadki i lepsze. Jedni są trzymani w izolatkach, albo przypięci do łóżek, a ci którzy w porę rozpoczęli leczenie funkcjonują na xanaxie, reboxetinum, diazepamie i innych tym podobnych gównach. Każdy dostaje swój przydział leków, chowa pod językiem, a tępe pielęgniarki myślą, że to łykamy. Głupie pindy, sądzą, że jak dadzą nam tą trutkę na szczury to zrobimy się potulni jak baranki i święty spokój. Nie ze mną te numery. Nie ocipiałem jeszcze tak bardzo żeby wierzyć w te ich śmieszne bajki typu „Musisz brać leki, pomogą ci. Poczujesz się lepiej”. Nie wiem jak mogą bezkarnie wciskać pacjentom  te śliczne, kolorowe tableteczki i kitować, że to pomaga. Doprawdy, kochani psychiatrzy, wy sami w to nie wierzycie. No, ale przecież służba zdrowia musi zarabiać, zapomniałbym.
Gdzie moje maniery, nawet się nie przedstawiłem. Mam na imię Gerard, jestem starszym synem Donny i Donalda Wayów. Boże, jak to formalnie zabrzmiało. No naprawdę, ja już siebie nie poznaję. Widać pobyt w Arcanssis doszczętnie wyprał mi mózg. Cóż, może szybciej zdechnę, jedno łóżko dla pacjenta się zwolni, a i tak nikt się nie przejmie. No może z wyjątkiem mojego młodszego brata Mikey’ego. Tak, to chyba jedyna osoba na tym popranym świecie, dla której coś znaczę. Rodzice dawno mnie olali i wyrzekli syna. Jedynie on nie zapomniał o kimś takim jak Gerard Way. Regularnie odwiedza mnie w szpitalu i utrzymujemy raczej dobry kontakt. Pocieszające jest to, że nie boi się do mnie przychodzić i jeszcze nie uznał mnie za świra. Mam nadzieję, że tak się nie stanie. Tylko on mi został. Co innego gdyby moja świętej pamięci babcia Elena tu była. Pewnie teraz nie siedziałbym tępo gapiąc się na ścianę mojego „pokoju”. No tak, normalnym pokojem tego nazwać nie można było, bo w końcu to niecodzienny widok, aby na oknach były kraty, ale cela to raczej za mocne słowo. Dobra niech zostanie „pokój”. Poza tym, jakich ja pierdów się czepiam. Doprawdy Poison, odwala ci już. Pewnie zastanawiacie się dlaczego Poison. Otóż sam chciałbym wiedzieć dlaczego akurat trucizna. Nie wiem, tak przechrzcili mnie inni pacjenci. Może taki toksyczny wpływ mam na otoczenie? Nie wiem, naprawdę nie wiem. Ale w sumie to nie jest zła, mogło być coś gorszego. Na przykład na jednego gościa mówią „Hermit”. Jezu skąd oni biorą te pseudonimy? Ale z drugiej strony nie będą mieli problemów ze znalezieniem wolnego nicku w grze. Pod tym względem współczuję młodszym pokoleniem. Cokolwiek by nie wpisali, pojawi się komunikat „dany nickname jest zajęty”. To strasznie wkurwiające. Chociaż kto jak to, ja nie powinienem się tym przejmować. Nie mam zamiaru mieć dzieci, no chyba, że w przyszłości geje będą mogli zachodzić w ciąże. Boże, jestem skończonym idiotą. Współczuję ludziom znoszącym mnie na co dzień. Mógłbym dostać nagrodę Nobla dla największego pesymisty na świecie. W sumie to wcale bym się nie obraził. Zawsze jakieś osiągnięcie. Nie no, serio Gerardzie? Jestem beznadziejny. No i zachowuję się jak zbuntowana nastolatka, która nie wie czego chce i ma huśtawki nastrojów. Nie moja wina, taki już jestem.

**
- Ej Poison, znasz tego typka? - szturchnął mnie mężczyzna siedzący obok
- Którego?
- Tego kurdupla prowadzonego przez dwóch pielęgniarzy. O tam! – wskazał palcem na niskiego  bruneta idącego w naszym kierunku
-To pewnie jakiś nowy.
- Możliwe, nigdy wcześniej go tu nie widziałem.
- Ja też nie.
- Ciekawe dlaczego tu trafił, przecież to jeszcze dzieciak. – słusznie zauważył mój towarzysz
- Pewnie z podobnego powodu co reszta, poza tym co się tak nim interesujesz Jeff? Nie masz nic lepszego do roboty? – próbowałem się odgryźć
- Wiesz, w tej chwili niekoniecznie.
- No tak.
Rzuciłem wzrokiem na nowoprzybyłego chłopaka. To fakt, wyglądał bardzo młodo. Nie dawałem mu więcej niż 20 lat. Trochę szkoda mi go było, tak wcześnie tu trafił. Całe życie przed nim, a on już wylądował w wariatkowie. Wow, Gerard jednak masz jeszcze uczucia. Przejmujesz się jakimś szczeniakiem, który spaprał sobie przyszłość i przez najbliższe miesiące będzie gnił tu z takimi jak ty. „Całkiem ładnym szczeniakiem” pomyślała gejowska cząstka Gerarda. Rzeczywiście, był ładny. Jasna skóra i dziecięce rysy twarzy dodawały mu uroku. Na twarz opadała mu długa, ciemna grzywka, zasłaniająca częściowo piękne, zielone oczęta. Był bardzo w moim typie. Zaraz, zaraz, Gerard uspokój się, widzisz chłopaka minutę i od razu robisz dokładną analizę jego wyglądu? Kim jesteś i co zrobiłeś z wiecznie chłodnym, niedostępnym Poisonem?
Nagle mężczyźni zatrzymali się. Jeden z nich puścił nowego i udał się w moją stronę.
- Way, podejdź tu. – odezwał się pielęgniarz
- W porządku, już idę. Do zobaczenia Jeff.
Zgodnie z rozkazem podszedłem do niego. Oni jak gdyby nigdy nic szli dalej, uznałem, że powinienem iść za nimi. Po chwili dotarliśmy na miejsce. Chwila, chwila, przecież to…
- Poison słuchaj, od teraz to będzie twój nowy współlokator. Lepiej dobrze się poznajcie i postarajcie nie pozabijać. To tyle. Miłego dnia. – pożegnał się mężczyzna i razem z drugim opuścił mój, a teraz już „nasz” pokój. No po prostu zajebiście, będę miał współlokatora. Po cholerę mi on tu? Będzie tylko zawadzał.
Postanowiłem zignorować obecność intruza i wygodnie rozsiadłem się na moim łóżku. On zrobił to samo. Siedzieliśmy w ciszy kilka dobrych godzin. Miałem wrażenie, że się mnie boi, ale z drugiej strony pewnie dalej był zszokowany tym w jakim miejscu przyjdzie spędzić mu najbliższe tygodnie, a może miesiące. Pamiętam, gdy mnie tu przywieźli przez tydzień nie zamieniłem z nikim słowa. Nie docierało do mnie w jak dennej sytuacji się znajduję i myślałem,  że milczenie będzie najlepszym sposobem na przetrwanie. Myślałem, że jak będę siedział cicho to wszyscy mnie oleją i po sprawie. Na szczęście tak się nie stało. Dlaczego na szczęście? Bo pewnie gdyby nie kochana służba zdrowia i Jeff to teraz wąchałbym kwiatki od spodu. W porę znaleźli mnie leżącego na łazienkowej posadzce w kałuży krwi. Chciałem raz na zawsze ze sobą skończyć. Źle znosiłem pobyt w szpitalu i cały czas miałem wrażenie, że dla wszystkich będzie lepiej jak zniknę. Jedno łóżko się zwolni i kolejny psychol trafi na moje miejsce, a Mikey jakoś by przeżył. Dokładnie tak myślałem. Pewnie każdy ułożony obywatel powiedziałby, że to niedorzeczne i jak ja mogę tak sądzić, jestem nienormalny i powinienem siedzieć w izolatce na oddziale zamkniętym szpitala psychiatrycznego. Po części bym się z nim zgodził, ale na izolatkę i kaftan bezpieczeństwa jeszcze nie zasłużyłem. Widać nie jestem takim znowu najgorszym przypadkiem. Pocieszające.
Spojrzałem na zegar. Dochodziła godzina dziewiętnasta, a na dworze było już całkiem ciemno. Gerard bystrzaku, to nic dziwnego, jest przecież druga połowa października. Ach, uwielbiam te głosiki w mojej głowie, zwłaszcza gdy wypominają mi to, że jestem bystry jak woda w klozecie. Ukradkiem zerknąłem na łóżko przede mną. Chłopak dalej siedział w tej samej pozie co kilka godzin temu. Po policzku spływały mu łzy, a oczy puchły od nadmiernego płaczu. Siedział skulony, z nogami podciągniętymi pod brodę.  Wyglądał jakby ktoś mu zamordował matkę, a on był świadkiem tego zdarzenia. Miałem ochotę podejść, przytulić go i powiedzieć, że będzie dobrze, żeby przestał płakać. „Gerard, nie zapominaj, jesteś zimnym chujem i tak ma pozostać” przypominał malutki Gee egoista.
W końcu podniósł głowę i spojrzał na mnie z wzrokiem pełnym bólu i cierpienia.
- Czemu t-tak na mnie patrzyszzz? – zapytał cicho i otarł ręką łzy
- Zastanawiałem czy się odezwać, czy jednak lepiej będzie posiedzieć w ciszy, ale jak widać mnie ubiegłeś.
- Masz chusteczki?
- Jasne. – odpowiedziałem i sięgnąłem ręką do czarnej walizki leżącej koło łóżka- Proszę. – podałem mu nowiutkie opakowanie
- Dziękuję. Tak poza tym, to mam na imię Frank.
- Gerard.
- Ładnie. Długo tu tkwisz?
- Jakieś trzy miesiące, więc w sumie nie tak długo. Początki są trudne, ciężko się zaaklimatyzować, ale nie jest tak źle. Da radę się przyzwyczaić. – próbowałem podnieść go na duchu
- Nie mam zamiaru tu długo zabawić. Nie zrobią ze mnie świra.
- Wybacz Frankie, ale tutaj nikt nie jest normalny, wszyscy to świry.
- Haha, może i masz rację.
- Nie może, tylko na pewno, a teraz otrzyj twarz z łez, bo nie mogę patrzeć jak płaczesz.
- Już się robi… szefie. – zachichotał chłopak
- No ej, nie śmiej się ze mnie.
- Nie śmieję się z ciebie. Po prostu cieszę się, że trafiłem na kogoś normalnego.
- Frankie, Frankie, mówiłem ci już, że tu nikt nie jest normalny. – zaśmiałem się razem z nim i podałem kolejną paczkę chusteczek
________________________________________________________________________________
Pozdrawiam tych którzy przebrnęli przez pierwszy rodział. Mam nadzieję, że nie było tak źle. XD

9 komentarzy:

  1. Przebrnęłam i wygląda na to, ze jestem pierwsza *.* Nie ma to jak nuda przed szkołą z samego rana, aż komentarze zaczęłam pisać. A mogłabym spać... whatever.
    A więc przejdę do opowiadania może. Pomysł... cóż, powiem ci szczerze, że z taką ilością frerardów, jaka krąży po wirtualnym świecie naprawdę trudno jest wymyślić coś oryginalnego. Już czytałam coś kiedyś o zakładzie psychiatrycznym, ale pamiętam, ze było to strasznie krwawe i brutalne. Mam nadzieję, że twoje aż takie nie będzie.
    Cóż mogę powiedzieć na sam początek? Masz luźny i lekki styl, przemyślenia Gerarda są takie naturalne, jakbyś siedziała w jego głowie. To jest fajne! A poza tym, to trochę brak mi mocniejszego zaznaczenia akapitów, bo tekst się zlewa w jedną całość i w pewnym momencie można się zgubić.
    Dobra, nie gadam już, bo muszę iść do szkoły. Ale na pewno jeszcze się odezwę przy okazji następnego rozdziału.
    Pozdrawiam! xoxo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, miło, że ktokolwiek to czyta. Postaram się nie umieszczać zbyt brutalnych scen i zastosuję się do uwag. Nie wiem kiedy wrzucę drugi rozdział, bo na razie opornie mi idzie skończenie go. XD

      Usuń
    2. Znaczy się, brutalne sceny mogą być, jak najbardziej! Ale chodzi o to, żeby całe opowiadanie nie składało się tylko z nich, bo wiesz, fajnie jest nieraz przeczytać o pobiciu powiedzmy, ale jeżeli dzieje się to w każdym rozdziale, to masz już tego dosyć, tak do porzygu xD Wiesz o czym mówię? W sumie skoro dodałaś pierwszy rozdział wczoraj, to chyba nie musisz aż tak się spieszyć z nowym, nie sądzisz?

      Usuń
    3. Tak, rozumiem. W każdym frerardzie praktycznie jest pobicie, albo próba samobójcza, a potem szpital i walka o życie. XD

      Usuń
    4. Dlatego właśnie to jest już dość oklepane, jednakże gdybyś to dobrze przedstawiła, to wszystko wyszłoby okay xD

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmmm...
    Podoba mi się pomysł, nawet bardzo. Sam rozdział też super, nie rozpiszę się za bardzo, bo muszę iść do szkoły, ale czekam niecierpliwie na drugi rozdział :)

    Yuuki

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawy rozdział i już wiem, że będę śledzić dlasze losy tego opowiadania. :)
    Myśli Gerarda są po prostu rozwalające. xD Chciałby zajść w ciąże? Uhuh. Byłoby interesująco. Jednak najbardziej ze wszystkiego rozśmieszył mnei tekst: Ach, uwielbiam te głosiki w mojej głowie, zwłaszcza gdy wypominają mi to, że jestem bystry jak woda w klozecie. Hahahah, nadal nie mogę się po tym pozbierać. xD
    Taki zbieg okoliczności, w moim opowiadaniu także występuję Jeff, tyle że jest chłopakiem Franka... xD Mam nadzieję, że w twoim będzie trzymał łapy z daleka od brunecika. xD
    Życzę weny i chęci na dalsze pisanie. Dodaj coś szybko! :3

    xoxo Fun Puppy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. W sumie to miałam dodać dzisiaj drugi rozdział, ale chyba jednak potoczę akcję inaczej i muszę napisać jeszcze raz x_x
      Wena również nie sprzyja, wredna baba z niej. :c

      Usuń